Bardzo rzadko komentuję wydarzenia ze świata (hmm… w sumie to chyba jeszcze tego nie zrobiłam ani razu), ale tym razem sprawa jest wyjątkowa, więc postanowiłam podlinkować zewnętrzne źródło informacji. Dedykuję ją tym, którzy uważają corgi za niezdarne kanapowce, których maksimum możliwości to szybka wycieczka do pobliskiego sklepiku i z powrotem.

Jessica, suczka corgi, wypadła niezauważona z jachtu do wody. A konkretnie do oceanu. 11 kilometrów od brzegu. I? Przeżyła, dopływając samodzielnie, o własnych siłach do brzegu…

Tak, to jesteśmy my – corgi. Siła ducha i charakteru. Nie wierzycie? Tu jest więcej szczegółów.