Czy opowiadałam Wam już jak będąc szczeniakiem wybrałam się sama do sklepu? Nie? No to opowiem.

Otóż było to tak. Miałam jakieś… 4 miesiące. Mieszkam na wsi, w domu, z taką dużą, metalową bramą wjazdową na posesję. Byłam akurat na ogrodzie, a moje człowieki zapomniały zamknąć tę bramę. No dobra, przyznam się – brama była zamknięta, ale nie do końca. Została taka mała, tyciuteńka szparka, więc postanowiłam to wykorzystać. A że byłam malutka i szczuplutka, to nie było problemu z tym, aby się w tej szczelinie zmieścić. Siup! I już byłam po drugiej stronie. Poszłam sobie pozwiedzać – w końcu mi się należało!

Przeszłam pół wioski, w tym bardzo ruchliwą, główną drogę, którą kursuje bardzo dużo samochodów. A trzeba Wam wiedzieć, że to było po południu, w godzinach, kiedy wszystkie bezwęchowce wracają do swoich domów, więc ruch był wyjątkowy. Lecz co to dla mnie! Śmignęłam tylko pomiędzy samochodami i już byłam po drugiej stronie. Idealnie przy samych drzwiach wejściowych do sklepu „Chata Polska”. Drzwi były automatyczne i gdy się tylko otworzyły, czmychnęłam do środka wabiona ponętnymi zapachami paróweczek, wołowinki i wieprzowych rarytasów. Któż mógłby się temu oprzeć?

W środku było kilku człowieków i nawet jakoś tak dziwnie mi się przyglądali. Psa nie widzieli, czy jak? Jeden nawet podszedł do mnie i mnie pogłaskał mówiąc:

„O, jaka śliczność! A czyj ty jesteś mój piesku? Niczyj? To ja Cię zabiorę do mojego domu.”

I pewnie by tak się stało, gdyby nie fakt, że w tym samym czasie w sklepie była sąsiadka mojego Bezwęchowca, która mnie poznała. Od razu wzięła mnie na ręce i wróciła ze mną do mojego domu. Mój Bezwęchowiec był bardzo zaskoczony i długo dziękował pani sąsiadce. Phi, też mi coś! A bo to ja sama nie umiem o siebie zadbać? Jak poszłam w jedną stronę, to i w drugą dałabym radę.

Kiedy już sąsiadka sobie poszła, wysłuchałam długieeeego wykładu Bezwęchowca. A to, że nie wolno, a to, że co ja robię, że mogło się to skończyć tragicznie i takie tam różne, zupełnie zbędne uwagi. Był bardzo przejęty. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Trochę za długo przynudzał, więc na wszelki wypadek podkuliłam nóżki i ogon, popatrzyłam na niego spojrzeniem pełnym poczucia winy oraz świadomości powagi sytuacji, w wyniku czego stało się to, co chciałam aby się stało. Bezwęchowiec westchnął, przytulił mnie, pogłaskał i… tyle. Sprawa została zamknięta.

Fajna wycieczka, tylko trochę za krótka. Następnym razem muszę uważać, żeby nie spotkać sąsiadki.