Witajcie. I znów o moim zdrowiu. Wiem, jestem monotonna. Ale co zrobić, kiedy akurat przez taki czas przechodzę? Jeśli nie znasz początków moich zmagań, możesz poznać je tu – we wpisie „Jest źle :(„.

Wczoraj moje człowieki zabrały mnie do nowej pani doktor. A właściwie to do kilku, bo jak usłyszeli przez co przeszłam, to przyszły jeszcze trzy panie doktor i aż się złapały za głowy. Szczególnie po USG, na którym wyszło, że mam zaawansowane stadium ropomacicza. Bezwęchowiec mi wytłumaczył, że to takie coś, jak w środku jest za dużo bakterii i one się namnożą i wydzielają bardzo nieprzyjemnie i bardzo niebezpieczne substancje. No w każdym razie choroba ta grozi śmiercią. I wcześniej było wiadomo, że będę potrzebowała kolejnej operacji, ale nikt nie chciał się jej podjąć, bo miałam bardzo, bardzo wysoki poziom cukru i mogłam nie przeżyć narkozy.

A teraz nie ma już wyjścia. Człowieki w psim szpitalu mówią, że będzie tylko gorzej i żeby mnie uratować, trzeba wykorzystać to, że teraz czuję się w miarę dobrze. Jeszcze. No więc czeka mnie operacja. To już trzecia w ostatnim czasie. Lekarze mówią, że mam 50% szans na przeżycie… Bezwęchowiec się martwi, ale ja jestem dobrej myśli i pocieszam go jak tylko mogę. Najbardziej lubi merdanie ogonem, więc merdam.

Operacja jest pojutrze, tj w poniedziałek 04.07.2022. Potrwa w prawdzie krótko (do pół godziny), ale nie to jest problemem, tylko narkoza. Żebym się z niej wybudziła…

Trzymajcie za nas kciuki proszę…

Furia

P.S.

Niestety ale moje człowieki potrzebują pieniędzy, żeby mnie wyleczyć. Sama tylko wczorajsza wizyta z pełnym pakietem badań to 500 zł. Poniedziałkowa operacja: 900 zł. A jak wszystko będzie dobrze, to czeka mnie cały proces rekonwalescencji, leków, badań, przyjmowania insuliny… itp, itd. Przypominam więc o mojej zbiórce, z góry Wam dziękując: